czwartek, 8 grudnia 2011

barwy dnia

Jest za kwadrans 23, siedzę przed monitorem mając nadzieję dokończyć dziś opowiadanie, którego od pół roku nie potrafię zamknąć. Błagalnie patrzę w pulsujący, wordowski kursor z nadzieją, że wena jednak przyjdzie. Nie przychodzi. Zrezygnowany zajadam kanapkę, popijam gorącą herbatą. Myślę trochę tak ni z dupy ni  pietruchy o tym co robią inni.

Być może w tym samym momencie, gdzieś przy wybrzeżu Molokai, jednym z najbardziej niebezpiecznych na świecie, jakiś młody chłopak pokonuje na desce tunel wodny. Fala sięga drugiego piętra, ale on się nie boi, daje jej radę. Jest wtedy godzina 11:45 czasu hawajskiego. Tymczasem w biednej dzielnicy Bogoty dochodzi siedemnasta, a szeregowy policjant czeka na swojego kuriera pod zakładem fryzjerskim, z paczką kokainy. Obaj są członkami kartelu, obaj mają na siebie haka i tysiące powodów by wbić go w plecy. Żaden jednak tego nie robi, uwikłani klepią swoje, snując przy tym marzenia o lepszym jutrze.

Gdy ja kończę swoją drobną przekąskę na Grenlandii jakiś Eskimos z wioski Thule, wieczorową porą, starannie odziera ze skóry upolowaną fokę. Robi to tak często i sprawnie, że można uznać to za jego codzienność. Futro ogrzeje w mroźne noce, mięso nakarmi gdy głód dopadnie, a tłuszcz przyda się w czasie choroby. W stolicy Zimbabwe natomiast dochodzi już prawie północ i po czternastu godzinach pracy straganiarze opuszczają pchli targ. Na wielu z nich w domu czekają żony z wielodzietną rodziną. Z radością powitają każdego z nich w progu.

W odmiennej sytuacji znajduje się zapewne górnik z kopalni korundu na Sri Lance. Tuż przed czwartą wstaje by przygotować się do pracy, czeka go długa zmiana. Dzieci jeszcze śpią, gdy wróci będą znów spały. I tak przez większość dni na niego nikt nie czeka. Zataczając krąg, na morzu Bismarcka jest godzina 5:45. Do Portu Moresby wpływa mała dżonka z kilkoma Papuasami na pokładzie. Ich mało obfity połów uzupełniają zgrabione nocą łupy z okolicznych barek, czy też przepływających małych statków.

W różnych miejscach, o innych porach, ale w tym samym czasie. Barwy życia od błękitu aż po czerń, przez zieleń i purpurę ubierają w siebie dzień zwykłych ludzi. Wymuszają bądź określają sytuacje, różnymi kolorami malują obraz każdego z nas. 


Mój dzisiaj był szaro-złoty, miał piegi w tle. 



5 komentarzy:

  1. podobno ludziom aury towarzysza, kazda ma swoj kolor. zycie kazdego z nas okreslone jest kolorami. ta rozowa ten czarny tamten niebieski. wszystko to okresla kim jestesmy i co robimy. nasze dni maja kolory kazdy inny.

    xxx

    OdpowiedzUsuń
  2. podobno właśnie tak jest :).

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda tylko, że mimo tych tęczowych aur wciąż jest tak szaro… Większość ludków chowa kolory, wciska na chama w kieszeń tak, by nie wystawały, układa na dnie szuflady i przykrywa wczorajszą gazetą, wkłada do torby i zamyka szczelnie dwoma zamkami przypieczętowanymi kłódką z sześciocyfrowym szyfrem i to wszystko z myślą „oby się nie wydało, oby się nie wydało jaki to kolor, bo jak się innym nie spodoba?”
    PS. Trochę brakuje akapitów ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  5. no akapity by sie przydaly

    OdpowiedzUsuń