piątek, 23 marca 2012

1/6

6

Istnień skrytych w kolorach dnia.
Dróg w prochu i pyle.
Iskier tłumionych strachem nocy.
Chwil szarpanych wiecznością.
Zamkniętych drzwi na roścież.
Pieśni szeptanych do ucha.

1

Przerwany krzyk.






wtorek, 20 marca 2012

dialogi na 4 nogi i pół mózgu.

On i Ja. On zaczyna.


- Rozmawiałeś z nim?
- Z kim?
- No z nim.
- Z nim?!
- Tak, z nim. Przecież mówię.
- Nie, Ty się pytasz.
- A co? Jak pytam to nie mówię?!
- W zasadzie mówisz, ale zadajesz pytanie.
- No ale mówię przecież nie?
- W zasadzie, nie czepiając się, w gwoli ścisłości to mówisz.
- No mówię.
- Ale też pytasz.
- No pytam.
- Reasumując to masz nawet rację. Bo jak pytasz to też mówisz, a jak mówisz to możesz pytać.
- Logiczne, nie da się pytać nie mówiąc.
- Zgadza się. Ale można pytać wzrokiem przecież.
- Wzrokiem?
- No patrzysz na kogoś i pytasz.
- Jak pytasz?
- No patrząc się.
- Oczami?
- Nie, dupą! No oczami.
- Pytam oczami?
- Nie, Ty pytasz mówiąc. Ale możesz oczami.
- No w sumie mogę.
- Ale nie pytaj.
- Już zapytałem.
- Teraz?
- Wtedy.
- To było językiem.
- Bo mówiłem.
- I pytałeś.
- Tak.
- To o co pytałeś?
- Czy rozmawiałeś z nim?
- Z kim?
- No z nim!
- Stary, nie pamiętam! Wieczór jest, a Ty mnie o takie rzeczy teraz pytasz...






piątek, 16 marca 2012

dziedzictwo Philidora

Mógł pomyśleć sobie. Chyba późno już, pora iść spać.
Nadeszła noc, nakrył słoneczny dzień czapką niewidką.
A w domu córki jego wciąż sto lat, sto lat - śpiewają.
Lecz po nim już tylko kapcie zostały. Zupełnie na nic.
Jeden telefon z życzeniami zakończył wszystko. 69.

Miał swoją ulubioną grę, przesiadywał z nią w parku.
Zawsze z białymi pionkami. Zawsze ruch do przodu.
Każda passa kiedyś się skończy - mawiał z uśmiechem.
Zakapturzony kosynier, Lasker zaświatów. Goniec.
Zamknął jego partię. Szach, mat. Czarne wygrywają.








środa, 7 marca 2012

smerf, kolega smerfetki.

Balansuje na krawędzi
i tak sobie zrzędzi.
Tu narzeka, tam marudzi
cały czas się trudzi.

Weź że odejdź,
rzuć się w przepaść.
Byś zadziałał, na co czekasz?!
Nie stój jeno na krawędzi,
bo jest późno, a czas pędzi...








czwartek, 1 marca 2012

xy

Jest pięknie. Zacieszamy, słońce świeci, kawa się parzy, czasem coś powiem ja, czasem Ty. Czasem, często, nie dość systematycznie, ale jednak, bo tak trzeba, bo chcemy, bo nic innego nie znamy.

Pieprzymy się.

Czasem, często, nie dość systematycznie. Ale jednak. Robimy coś razem. Jemy śniadanie, śmiejąc się bez pośpiechu. Uskuteczniamy gry, takie słowne, nasze. Ty mruczysz, ja przygryzam wargę. Tę dolną, tak jak lubisz. Gdy wiesz co oznacza.

Pieprzymy się. 

Niekiedy, gdy trzeba, jak chcemy. Sprawiamy sobie przyjemności. Drobne, miłe. Ja dla Ciebie, Ty dla mnie. Oh, ah. W lekkim zachwycie rozchylasz usta, a ja znów przygryzam wargę. Już nie moją. Oh ah.

Pieprzymy się.

Bo nic innego nie znamy. Prócz tego łóżka, tej sofy, stołu, pralki, psującej się windy i kraty oddzielającej piwnicę od klatki. No i podłogi. Tak, podłoga też jest nasza. Nic innego nie mamy. Nie potrzebujemy. Siebie.

Pieprzymy.
Wszystko.