poniedziałek, 28 czerwca 2010

rysownik

Powoli budzę się ze snu. Światło nieśmiało wpada do pokoju. Witając świat w przeciągłym ziewnięciu przecieram przymrużone oczy. Po kilku leniwych przerzutach z boku na bok podejmuję w końcu męską decyzję - wstaję. Nogi same prowadzą mnie do rytualnych czynności - sedes, prysznic, zlew, posiłek. Po śniadaniu siadam do pracy. Rozkładam kartkę i wyjmuję przybory. Jeszcze łyk kawy i mogę zabrać się do dzieła. W odtwarzaczu naciskam play dla 'relaxin'. Teraz dłoń już sama wędruje po kartce, jakby z każdym ruchem wpadała w głębszy trans. Powstają pierwsze kreski, nie tak śmiałe jeszcze w delikatnym obrysie twarzy. Przerywam szkic dla codziennych zajęć. Jakieś pranie po drodze, sklep i gazeta.

Wracam jednak cały czas myślami do Ciebie, tak jakbym patrzył sobie przez ramię na powstający nowy portret. Szkic wzbogacam emocjami. Buduję go, dopieszczam, cieniuję, doprawiam. I tak aż po wieczorne godziny, gdy księżyc kładzie dzień do snu. Gdy światła gasną pospiesznie chowam przybory. Gotową pracę wkładam do teczki, wraz z innymi umieszczam na półce.

Jutro przecież nowy dzień, a ja zapewne znów będę Cię rysował.

Od nowa...


czwartek, 24 czerwca 2010

...∞...


Ocean jest jak nieskończoność. Nie wymawiasz nawet tej nazwy, podświadomie mianujesz go morzem. Skracasz, pomniejszasz by móc objąć go ramą. By zamknąć go w sobie. Nie jesteś wtedy maluczkim punktem nad Atlantykiem. Ale ocean czasem zamyka się też sam dla Ciebie. Patrzysz daleko w horyzont, sięgasz wzrokiem odległej granicy, która przychodzi sama. Niebo przyprósza mgła, słońce słabnie, promienie nie grzeją tak jak powinny a światło nie dochodzi. Czujesz wiatr i słyszysz nerwowy śpiew ptaków. Chmury ciemnieją tworząc czarny sufit. Zmrok zapada szybciej niż zegarek przewidział. Pojawia się nieoczekiwane zdarzenie w codziennym cyklu. Stoisz i patrzysz na krajobraz zmieniający się w zatrważającym tempie. Ciemność i groza pożera radosną nutę. Czujesz pierwsze krople, najpierw pojedyncze, potem przeradzające się w stały opad. Zmienił się też kolor wody. Ta również przybrała barwy nocy. Otoczył Cię mrok, drżysz.

Piękno trąci grozą. Nie ma bowiem wyjątkowej urody bez wyjątkowej historii.

Stojąc przed oceanem, zdajesz sobie sprawę z błahych prawd.
Po burzy przychodzi słońce. Słońce ustępuje burzy.

I tak w nieskończoność.