Powoli budzę się ze snu. Światło nieśmiało wpada do pokoju. Witając świat w przeciągłym ziewnięciu przecieram przymrużone oczy. Po kilku leniwych przerzutach z boku na bok podejmuję w końcu męską decyzję - wstaję. Nogi same prowadzą mnie do rytualnych czynności - sedes, prysznic, zlew, posiłek. Po śniadaniu siadam do pracy. Rozkładam kartkę i wyjmuję przybory. Jeszcze łyk kawy i mogę zabrać się do dzieła. W odtwarzaczu naciskam play dla 'relaxin'. Teraz dłoń już sama wędruje po kartce, jakby z każdym ruchem wpadała w głębszy trans. Powstają pierwsze kreski, nie tak śmiałe jeszcze w delikatnym obrysie twarzy. Przerywam szkic dla codziennych zajęć. Jakieś pranie po drodze, sklep i gazeta.
Wracam jednak cały czas myślami do Ciebie, tak jakbym patrzył sobie przez ramię na powstający nowy portret. Szkic wzbogacam emocjami. Buduję go, dopieszczam, cieniuję, doprawiam. I tak aż po wieczorne godziny, gdy księżyc kładzie dzień do snu. Gdy światła gasną pospiesznie chowam przybory. Gotową pracę wkładam do teczki, wraz z innymi umieszczam na półce.
Jutro przecież nowy dzień, a ja zapewne znów będę Cię rysował.
Od nowa...
Wracam jednak cały czas myślami do Ciebie, tak jakbym patrzył sobie przez ramię na powstający nowy portret. Szkic wzbogacam emocjami. Buduję go, dopieszczam, cieniuję, doprawiam. I tak aż po wieczorne godziny, gdy księżyc kładzie dzień do snu. Gdy światła gasną pospiesznie chowam przybory. Gotową pracę wkładam do teczki, wraz z innymi umieszczam na półce.
Jutro przecież nowy dzień, a ja zapewne znów będę Cię rysował.
Od nowa...