czwartek, 11 sierpnia 2011

lekturant

To była prosta droga, pokonywał ją z uśmiechem na twarzy, wiedział dokąd zmierza, znał cel. Promieniał na samą myśl o nim. Mijał kilka drzew, mały sklepik z gazetami i warzywniak. Robił zawsze krótki, niecierpliwy, postój na światłach i dalej nogi niosły go wzdłuż ceglastego muru po wschodniej stronie. Często spotykał te same twarze na chodniku, jakby był tutejszy. Uśmiechał się doń, niekiedy z wzajemnością. Zabiegani ludzie, warkot aut, odgłos ulic, szum dnia w jesiennym chłodzie i barwach innych pór. To wszystko spotykał na swej drodze. To była jego brukowana historia, z parkiem i ławką drewnianą w tle, gdzie raz jeden serce zostawił, wydawało się wtedy na zawsze już.

Siadł wówczas na niej, w drodze do pracy, na poranną fajkę. Trochę niedospany, w jednej dłoni trzymał tekturowy kubek pełen czarnego aromatu, z drugiej unosił się mglisty dymek. Zapach kawy i papierosów był jego codziennym towarzyszem, nie zawsze jednak w takim układzie. Czasem zdradzał jedno na rzecz drugiego. Tym razem w komplecie, trójkąt święcił poranek. Nie była to też jego stała miejscówka na takie zabawy. Szczerze mówiąc, szedł tędy pierwszy raz. Od co, zamyślony, źle skręcił, o dwie ulice wcześniej niż zwykle. Dzięki temu natknął się na mały bar gdzie podawano gorącą kawę na wynos. Razem z papierosem tam właśnie znaleźli swoją randkę. Jak na dżentelmena przystało powiedli ją z knajpki do parku, na ławkę. Tam dopełnił dzieła, wyjął i zapalił, wciągnął i wypuścił dym, popił. Czynność tą powtarzał regularnie co kilkanaście sekund wodząc wzrokiem po okolicy. Jego oczy zatrzymały się na dłużej tylko raz, ale było to wystarczające długie spojrzenie by zapadła mu w pamięć. Młoda, atrakcyjna, w rozwianych włosach o energicznych acz płynnych, kojących ruchach. Było w niej coś z jeziora, odbijającego światło na powierzchni i pochłaniającego niezbadaną głębią. Jak to bywa w życiu miał jej już nigdy nie zobaczyć, miała mu ulecieć z głowy jak zwykle uciekają nam przypadkowe twarze ale następnego dnia znów "źle" skręcił. Kolejnego również. Tak zaczęły się jego zdalnie sterowane chodnikowe wędrówki do parku gdzie siadał i patrzył. Chodził tamtędy w drodze do i z pracy, czasem też nadrabiał kilometrów gdy był gdzieś w pobliżu. Tam spotykał uśmiech. Wychodziła na przerwę zawsze o tej samej porze. Widywał ją w letnie poranki z kawą i w jesienne popołudnia z fajką w czasie pracy. Stała, rozmawiała z przyjaciółmi, śmiała się. Nigdy go nie widziała. Siedział tam na ławce wpatrzony w nią. Zastanawiał się jaki ma głos, jak pachnie, co czyta, gdzie chodzi w wolnych chwilach. Zastanawiał się i poznawał. Rozmawiał z nią w sobie, planował ich życie. Przychodził tam każdego dnia, na chwilę.

Kilka miesięcy później, przypadkiem, spotkali się w innym miejscu na chillowej imprezie. Znajomi skrzętnie zaaranżowali wszystko. Byli jedynymi singlami, więc przedstawiono ich sobie. W kręgu przyjaciół, skradli sobie wówczas kilka spojrzeń. Był zafascynowany. Jej podobały się jego łapczywe oczy. Wychodząc, umówili się na następny weekend. Czekał cały tydzień. Niecierpliwy, nerwowy, podniecony czekał. Gdy nadeszła kolejna sobota to ona patrzyła. Z każdym kolejnym jego uśmiechem, gestem, słowem jej oczy pochłaniały go, uszy słuchały a serce biło coraz mocniej. Była głodna i pożerała go. Wieczór jednak szybko minął, wrócili do domów wymieniając się numerami. Mijały kolejne dni - ona wciąż czuła jego głód, on dziwny przesyt. Wydzwaniała do niego o każdej porze. Nie odbierał, zbywał, irytował się. Opuścił park, przestał tamtędy chodzić. Ona usychała z tęsknoty, chciała go odkrywać, fascynował ją. On wiedział już o niej niemal wszystko, nie mogła go zaskoczyć.

Poczuł się rozczarowany.


3 komentarze:

  1. czasem jak się za długo czeka to tak jest.

    OdpowiedzUsuń
  2. smutnie i zycowio

    OdpowiedzUsuń
  3. Narkomanka i Narkotyk... brak wspólnego mianownika - dealera. Wiele historii może się pod tym podpisać.

    OdpowiedzUsuń