piątek, 22 lipca 2011

droga do domu

Gdy myślę o rodzinnym domu to często jest to droga której towarzyszy druciany płot. Stary, zniszczony tuż po mojej lewej stronie, teraz odgradza jakiś nowoczesny budynek od jezdni, wtedy za jego siatką znajdował się sad pełen papierówek. Latem wszyscy chodziliśmy tam na szaber. Zamykam oczy i przywołuję to zdjęcie gdy wyłaniam się z tego zakrętu.

Nic się tu nie zmieniło. Słońce dotyka asfaltowej jezdni, kąpie ulice swym bladym blaskiem. Wydaje mi się zawsze wtedy że jest chłodno, być może to jesień. Przez kilka pierwszych kroków spoglądam w stronę domu. Trwa to przeważnie parę drobnych sekund, pojedynczych uderzeń zegara. W oddali, na pograniczu nieba i ziemi, zwanym horyzontem, mijają się postaci. W tym świetle, w oddali, wszystkie noszą czerń. Zdają się tworzyć dziwny korowód, jak akolici, wędrujący do świętych miejsc. Ale na próżno szukać tu świętości. Pomiędzy nimi w lekkich podskokach dziewczynka z hula-hop i chłopiec biegnący za piłką bez żadnych okrzyków, tupnięć i dźwięku odbijanej piłki. To mój mistycznie niemy świat znaków i symboli. Po trzecim może czwartym mrugnięciu przecieram zziębnięte dłonie, podnoszę wyżej kołnierz i idę wabiony ciepłem czterech ścian. Smakiem kolacji, zapachem herbaty, słowami matki i karcącym spojrzeniem ojca. Idę chodnikiem wzdłuż płotu. Mam na sobie torbę przerzuconą przez jedno ramię, taką z lekcjami. Buty z rozwiązanymi sznurówkami i niechlujnie ubrane odzienie. Para unosi się z moich płuc, ulatuje i rozpływa gdzieś pomiędzy ukazując z prawej flanki na szaro moje blokowisko. Jak bestia peerelowskiej epoki, wdziera się w ten melancholijny obrazek. Na pozór nie pasująca, jednak bez niej ten pejzaż byłby tylko zwyczajnym pustakiem, przybrudzoną bryłą wypełnioną powietrzem. Jest jego integralną częścią, celem pieszych po-szkolnych wędrówek. Twierdzą łez i uśmiechów. Moim domem. Wspomnieniem, które zawsze będzie we mnie.


1 komentarz:

  1. żebym ja mógł tak opisywać swoje drogi. podoba mi się.

    xxx

    OdpowiedzUsuń