czwartek, 24 czerwca 2010

...∞...


Ocean jest jak nieskończoność. Nie wymawiasz nawet tej nazwy, podświadomie mianujesz go morzem. Skracasz, pomniejszasz by móc objąć go ramą. By zamknąć go w sobie. Nie jesteś wtedy maluczkim punktem nad Atlantykiem. Ale ocean czasem zamyka się też sam dla Ciebie. Patrzysz daleko w horyzont, sięgasz wzrokiem odległej granicy, która przychodzi sama. Niebo przyprósza mgła, słońce słabnie, promienie nie grzeją tak jak powinny a światło nie dochodzi. Czujesz wiatr i słyszysz nerwowy śpiew ptaków. Chmury ciemnieją tworząc czarny sufit. Zmrok zapada szybciej niż zegarek przewidział. Pojawia się nieoczekiwane zdarzenie w codziennym cyklu. Stoisz i patrzysz na krajobraz zmieniający się w zatrważającym tempie. Ciemność i groza pożera radosną nutę. Czujesz pierwsze krople, najpierw pojedyncze, potem przeradzające się w stały opad. Zmienił się też kolor wody. Ta również przybrała barwy nocy. Otoczył Cię mrok, drżysz.

Piękno trąci grozą. Nie ma bowiem wyjątkowej urody bez wyjątkowej historii.

Stojąc przed oceanem, zdajesz sobie sprawę z błahych prawd.
Po burzy przychodzi słońce. Słońce ustępuje burzy.

I tak w nieskończoność.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz